MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Rak zabrał Maksiowi dzieciństwo. Możemy pomóc chłopcu w walce z chorobą

Sandra Perlińska
„Mamo, co ja takiego złego zrobiłem, że muszę być w szpitalu?” Serce pęka, gdy pyta o to zrozpaczone dziecko. Co odpowiedzieć, że to nie Ty, że to rak…? Że te dni pełne bólu to konieczność, by Twoje życie nie zgasło w wieku 4 lat? Że to, czy wyzdrowiejesz, zależy od tego, czy znajda się dobrzy ludzie, którzy pozwolą Ci przeżyć, synku?

Rak nie pyta o zgodę, by wejść, on wdziera się w życie gwałtownie, bez pukania, niszczy dom, odbiera normalność, przynosi lęk, zabija. Za nami rok piekła, codzienności na oddziale onkologii, przeraźliwego strachu o życie naszego synka. Smutku i łez Maksia nie da się opisać słowami. Błagamy o pomoc, o ratunek dla naszego synka, bo tylko kosztowne leczenie jest dla niego szansą, że uda mu się zwyciężyć raka i pokonać śmierć.

Neuroblastoma, nowotwór złośliwy układu współczulnego, IV, najgorszy stopień zaawansowania. Przerzuty do szpiku i kości… Rak, który atakuje tylko dzieci, te malutkie, te najbardziej bezbronne – połowa pacjentów, która pada jego ofiarą, nie ma nawet 2 lat… Maks miał 3, gdy zaczął się koszmar, scenariusz niczym z najgorszego horroru. Pod koniec marca 2017 zaczęła boleć go nóżka. Pokazywał na nią paluszkiem, płakał. Nikt nie przypuszczał, że w jego brzuszku jest guz, tak ogromny, że uciska już na biodro… W szpitalu lekarze stwierdzili zapalenie stawu biodrowego. - Po 3 dniach wypuszczono nas do domu… Nasz synek, wcześniej radosny, pełen życia, wciąż jednak źle się czuł. Gorączkował. Wróciliśmy do szpitala… Dopiero wtedy lekarze zwrócili uwagę na twardy brzuszek i zlecili badanie USG - tłumaczą rodzice chłopca.

2 kwietnia 2017 roku, dzień, którego nigdy nie zapomną, dzień, w którym skończyło się dzieciństwo Maksia, a zaczęła walka o życie… Guz w brzuszku Maksia był wielkości dwóch dorosłych męskich pięści, miał wymiary 15x14x13 centymetrów… Zajmował prawie całą jamę brzuszną.

Wiosna miała być najpiękniejszym czasem dla rodziny Mareckich. - Spodziewaliśmy się drugiego dziecka – Maks tak się cieszył, że będzie miał braciszka… To był ósmy miesiąc ciąży, gdy padła diagnoza - tłumaczą państwo Mareccy. Czas, który miał być wspaniały, stał się dla nich horrorem. W czerwcu czas dzielili między oddział onkologiczny i położniczy. Ich drugi synek właśnie rozpoczął życie, gdy ten pierwszy o nie walczył, stojąc w obliczu śmierci. Podkreślają, że wciąż ciężko jest mówić o tym, jak to jest patrzeć na własne dziecko i słyszeć słowa: rak, przerzuty, chemioterapia, rokowania. Podkreślają, że nie da się opisać, jak to było – patrzeć, jak Maks przyjmował chemię, truciznę, która ma pomóc, ale jednocześnie niszczy. Czekali na jakiekolwiek światło nadziei, ale go nie było - chemioterapia nie działała, guz się nie zmniejszał, nie znikały przerzuty, a Maks cierpiał, opadał z sił, tracił włosy, gorączkował, chorował. Drugim obliczem raka, oprócz bólu, jest samotność – po chemii na Maksa czekała izolatka, nie miał w ogóle odporności, każda bakteria mogła go zabić. Gdy mogli wyjść na chwile do domu, zamykali się tam i siedzieli całe dnie – jakikolwiek kontakt z kimś obcym, nawet zwykłe podanie ręki dla naszego synka mogło oznaczać śmierć - mówią.

W październiku przenieśli się do Centrum Zdrowia Dziecka. Tam Maks dostał inną chemię, która okazała się posłańcem dobrej wiadomość – zniknęły przerzuty. Lekarze podjęli decyzję o operacji. Zamiast jednej odbyły się dwie, guz okazał się tak rozległy, tak niebezpieczny. Pierwsza trwała 8 godzin, druga niewiele mniej. W jej trakcie okazało się, że guz uciska nerki, żołądek, trzustkę – jej kawałek trzeba było wyciąć, bo prawdopodobnie przerzuty pojawiły się również tam. Pomiędzy jedną a drugą operacją – kolejna chemia. Maks przyjął już 18 cykli.

Wciąż jednak nie udało się wyciąć guza w całości – pozostała masa resztkowa, która jest jak tykająca bomba. Rak wciąż pustoszy ciało Maksia i stanowi śmiertelne zagrożenie dla jego życia! Synka czeka jeszcze wyniszczająca megachemia i autoprzeszczep szpiku, potem radioterapia oraz kropka nad i – immunoterapia. Usunie resztki guza, ma też chronić przed wznową, która pojawia się u połowy chorych na neuroblastomę dzieci! Zwiększa szanse wyzdrowienia aż o 20%! W przypadku wartości, którą jest życie dziecka, znaczenie ma każdy promil. To jednak leczenie nierefundowane – cena 1 ampułki to ponad 10 tysięcy euro… Maks potrzebuje 20 takich ampułek. To ponad 200 tysięcy euro! Dzięki ludziom dobrej woli, którzy wspierali państwa Mareckich i chłopca przez ponad już rok walki, udało im się zgromadzić część środków na leczenie, wciąż jednak pozostała ogromna kwota. - To cena za życie naszego dziecka - dodają rodzice chłopca.

Nasze życie można porównać do jazdy pociągiem, do którego wsiadł niechciany pasażer i go wykoleił. My, wzięci przez niego w niewolę, walczymy z całych sił o to, by przetrwać… Maks jest z nas wszystkich najsilniejszy, najdzielniejszy… Pyta nas czasami, za ile dni będzie już zdrowy? Nie wiemy, co odpowiedzieć. Drugim domem żadnego dziecka nie powinien być oddział onkologii… Chcemy wyjść z koszmaru onkożycia, bezsilności, cierpienia, chcemy żyć normalnie, chcemy budzić rano naszego synka, odprowadzać do przedszkola, czytać mu bajki, patrzeć jak bawi się z bratem… Chcemy właściwie tylko jednego – by Maks żył… Prosimy - pomóż nam.

Chłopca można wesprzeć za pośrednictwem strony siepomaga.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pierwszy trening kadry Michała Probierza przed EURO 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto